Woydyłło-Osiatyńska: kocham życie, nie trzymam się życia kurczowo. Fot. Bartek Syta. - Mąż kurczowo trzymał się życia. Nawet, gdy kres był nieuchronny, on dalej snuł plany, mówił: będę żyć. Ja jestem inna. Widzę piękno w tym, że się rodzimy, dojrzewamy, a na koniec odchodzimy, zostawiając miejsce innym - mówi dr Ewa Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholożka i psychoterapeutka, specjalistka terapii uzależnień, wykłada w Collegium Civitas, kieruje programem nt. uzależnień w Fundacji im. Stefana Batorego, autorka książek z dziedziny psychologii – najnowsza to „Dobra pamięć, zła pamięć”. Napisała pani książkę o pamięci, z której wynika, że jakość naszego życia w dużej mierze zależy od tego, co pamiętamy ze swojej biografii. Pani wspomina tylko dobre chwile. – Nikt chyba nie sądzi, że spotykały mnie wyłącznie dobre rzeczy, ale świadomie skupiam się na pamiętaniu zdarzeń dobrych i budujących, a nie na przykrych. To kwestia wyboru. Chcesz być promienna? Powracaj do tego, co cię w życiu uskrzydlało. Niektóre osoby tak się koncentrują na trudnościach i niepowodzeniach, że do głowy im nie przychodzi, że wcale nie muszą ciągle wspominać złych zdarzeń. Znam pewnego pana, który często wspomina wojnę, wywózkę na Sybir i pracę w tajdze przy 40-stopniowym mrozie, a także rodziców, którzy zmarli tam z głodu. Potem był na froncie, brał udział w ciężkich walkach jako dowódca. Teraz ma przed oczami twarze żołnierzy, których stracił, opowiada o tym bliskim i znajomym. Zastanawiam się, czy to coś złego, że wspomina takie rzeczy. – Słuchałam z zaciekawieniem, bo opowiadała pani o ludzkim doświadczeniu, które jest zawsze jakąś lekcją. Część ludzi na starość powraca do takiej części życia, która była wytłumiona, zamknięta, nieujawniona. Każdy ma do tego prawo. Nawet każdy ma prawo być nieszczęśliwy. Ale ten starszy pan jest pogodny. – To super. Powiem pani, że nie wiem, co będzie ze mną później, o czym będę myślała, co wspominała. Na razie staram się nie rozpamiętywać złych chwil. I wychodzi mi to na dobre. Znałam kiedyś osobę, która miała jedwabne życie: udane dzieci, dużo pieniędzy, wspaniałe podróże po całym świecie, a mimo to cały czas opowiadała, jakie okropności spotkały ją podczas wojny. I wszyscy jej unikali. Musiała być męcząca. Ten pan taki nie jest, opowiada też zabawne rzeczy. – To w porządku. Można jakąś złą historię opowiedzieć raz czy dwa. Ale jeśli człowiek robi sobie z tego wizytówkę, to odstrasza innych. Gdy starsi ludzie, czytając nekrologi, dochodzą do wniosku, że wszyscy z ich pokolenia odeszli, mogą wpaść w przygnębienie. Tak się stało niedawno z moim mężem, kiedy w ciągu roku umarli trzej jego najlepsi przyjaciele, choć mąż nie jest jeszcze z tego pokolenia, które odchodzi. To normalne, że każdego w takiej sytuacji ogarnia smutek i nurtują pytania o sens życia. Z mojej półki ludzie jeszcze tak często nie znikają, ale zdarza się, że ktoś umrze na serce czy raka. I wtedy myślę: „Po co się starać, po co w cokolwiek angażować, skoro i tak umrę?”. I jestem o krok od rozpaczy. – Tak było zawsze, odkąd człowiek przestał egzystować tylko po to, aby upolować jelenia i go zjeść. Homo sapiens – człowiek myślący – musi się zastanawiać nad takimi sprawami. Wracając do pamięci, powinniśmy mieć do niej mniej więcej taki stosunek jak do języków obcych. Nie szkodzi, że ich nie znasz, po prostu się naucz. ? – Jeżeli nie umiesz przywoływać przyjemnych rzeczy ze swojej przeszłości, to się tego naucz. Miałaś ciężkie życie – gwałcili cię, bili, katowali, wyrzucali z domu, urodziłaś się w slamsach… Trudno – było, minęło. Odpłacz, odżałuj, a potem przestań temu poświęcać czas i angażować umysł. Czy to możliwe? Tak, i to w każdym wieku. Jeżeli ten starszy pan zacząłby coraz częściej przypominać sobie tych zmarłych kolegów i rezygnował z normalnego życia, mówiąc np.: „A, już mi się nie chce nigdzie iść”, wtedy warto by było przyprowadzić go do terapeuty. Oderwać od złych wspomnień Jemu akurat się chce, właśnie wyjechał nad morze… Ale weźmy przykład innego pana, który ciągle opowiada, jak w PRL było mu niedobrze, jak go krzywdzili komuniści. I tylko na tym się koncentruje. – Można wtedy go zapytać: „Ma pan takie piękne ręce. Grał pan na jakimś instrumencie? A w ogóle jaką muzykę pan pamięta? Czy byli w pana życiu ludzie, którzy lubili śpiewać?”. On by odpowiedział, że tak. I wtedy zaczęłyby mu się przypominać rzeczy miłe. Wystarczy zmienić temat? – Ale należy to robić tak jak w tym przykładzie. Nie wolno mówić: „Daj spokój, porozmawiajmy o czymś weselszym”. Bo wtedy uzyskamy efekt przeciwny. Ta osoba zacznie bronić swojej historii, powie: „Nie wtrącaj się, takie było całe moje życie”. Można też zaangażować ją do wspólnej aktywności, zaproponować: „Wiesz co, mam dobrą książkę. Chodź, przeczytam ci coś ciekawego”. Chodzi o to, aby umysł odwracał się od wspomnień o pogrzebach. Albo powiedzieć: „Wiesz co, ty tak świetnie umiałeś coś tam. Naucz mnie tego”. Wcale nie musimy prosić o jakąś sentymentalną opowieść o pierwszej miłości. Człowieka, którego chcemy wyrwać z cierpienia i smętnych wspomnień, możemy poprosić, aby opowiedział nam o czymś pogodnym. Można zacząć w taki sposób: „Słuchaj, zupełnie nie pamiętam cioci Marysi. Opowiedz mi, jaka ona była”. I wtedy myśli takiej osoby pójdą w innym kierunku. Zacznie widzieć jaśniejsze barwy swojego życia. Z pani książki wynika, że na skutek złych wspomnień i negatywnego myślenia, do którego one prowadzą, można nawet zachorować na depresję. – Nie ma na świecie ludzi, którzy mieliby same dobre wspomnienia. W ogóle nie o to chodzi, aby nie mieć złych wspomnień. Każdy ma dobre i złe – np. każde rozstanie jest źródłem smutku. A jeżeli jeszcze do tego rozstania dojdą zawiedzione nadzieje, niespełnione obietnice, jakieś przegrane szanse, to zrozumiałe, że człowiek wrażliwy będzie musiał to ocenić jako coś niedobrego. Gorzej, gdy czas mija, mamy przed sobą nowe wyzwania, a my odwracamy się tyłem do obecnego życia, kontemplując minione złe wydarzenia. Według mnie, najważniejsze jest nie to, jakie się miało życie, lecz to, jakie z tego wyciągniemy wnioski na przyszłość. W tej książce próbowałam przekazać, że wiele naszych postaw nabywamy drogą odwzorowywania, naśladowania starszych. Jeżeli w domu rodzinnym dorośli patrzą na życie przez pryzmat niedobrych zdarzeń, trudno się dziwić, że dzieci będą robić podobnie. Proszę zauważyć, że w polskiej kulturze lubimy rozpamiętywać nasze klęski, cierpieć – wystarczy popatrzeć na pomniki, nazwy ulic, posłuchać wiadomości. Lubimy wspominać przegrane bitwy… – Nawet gdyby były same wygrane, też nie widzę w tym nic twórczego. Bo czy można czerpać poczucie wartości z tego, że ktoś był kiedyś bardzo piękny albo dzielny? Nie, poczucie wartości trzeba czerpać z tego, kim się jest dzisiaj. Zwłaszcza kobiety mają z tym problem w naszej kulturze promującej młodość i urodę. – To swoją drogą… Ale ja mówię o specyfice naszej obyczajowości, gdzie dobrze jest widziane bycie nieszczęśliwym. Byłam w wielu krajach i nigdzie tak się nie rozpamiętuje swoich krzywd z przeszłości, nie obwinia za swoje niepowodzenia niedobrych mamuś czy tatusiów. Zresztą wielu psychologów, nad czym ubolewam, podtrzymuje w pacjentach to poczucie nieszczęścia. Złego dzieciństwa, które do tego doprowadziło. – Fakt, że mąż kogoś zostawił, może faktycznie unieszczęśliwić. Ale gdy w terapii miesiącami roztrząsa się dzieciństwo, w dodatku za niemałe pieniądze, uważam to za nadużycie. Czy nie powinno chodzić o to, aby zranionej osobie pomóc wrócić jak najprędzej do normalnego życia? Dlatego podobało mi się, jak pani, wchodząc tutaj, powiedziała: „Chciałabym wyjść za mąż, szukam męża”. Bo? – Myślenie kobiet w kategoriach „co ja bym chciała dla siebie” rzadko u nas występuje. Kultywujemy model kobiety, która nie wyraża swoich potrzeb ani pragnień. Dwa skarbce Ale odeszłyśmy od tematu pamięci. – Bardzo wielu ludzi nie wie o tym, że nosi w sobie dwa skarbce: w jednym znajdują się dobre rzeczy, a w drugim złe. I zamiast otwierać ten pierwszy skarbiec, zbyt często otwierają ten drugi – z niedobrymi sprawami. Ma to sens biologiczny, jesteśmy tak stworzeni, aby niedobre wydarzenia mogły ostrzegać przed zagrożeniami, które mogą znowu się powtórzyć. Otwieranie skarbca ze złymi wspomnieniami przypomina jednak sytuację, kiedy szlaban na przejeździe kolejowym został na zawsze opuszczony, ponieważ kilkadziesiąt lat temu zdarzył się tam wypadek. Jak wyrobić w sobie nawyk czerpania ze skarbca z dobrą przeszłością? – Można zrobić takie ćwiczenie, które zadaję swoim pacjentom. Przypomnij sobie 20 rzeczy, które są powodem do zadowolenia z siebie, do dumy. A jeżeli ktoś nie jest w stanie dobrze o sobie mówić ani pisać? – Na terapii powiedziałabym do takiej osoby: „Wypisz mi na jutro pięć rzeczy, za które jesteś wdzięczna”. A co, jeśli nie ma takich rzeczy? – To wtedy bym zaproponowała: „Wieczorem przed snem przypomnij sobie dwie dobre rzeczy, które dzisiaj się wydarzyły”. Powiedzmy, że stwierdzi, że nic takiego nie było. Powiem wtedy: „A więc zaplanuj sobie na jutro dwie dobre rzeczy, które sprawią ci przyjemność, i zrób je”. Niech to będzie zjedzenie pysznego spaghetti, telefon do dawnej nauczycielki, którą lubiłaś, pójście do ogrodu botanicznego albo do kina, może obejrzenie meczu albo wystawy malarskiej. Wszystko jedno. Zaplanuj sobie te dwie rzeczy albo więcej niż dwie (!) i je zrób. A wieczorem, gdy będziesz iść spać, podziękuj za to, że miałaś taki dobry dzień. Następnego dnia zrób to samo. I co się stanie? Pojutrze będziesz już miała w skarbczyku dwa dobre dni. Całe życie było do kitu, ale wczoraj jadłam pyszne spaghetti, a dziś jechałam taksówką, aby nie zmoknąć. Mamy władzę nad swoim życiem i samopoczuciem. Możemy wziąć na siebie odpowiedzialność za to, aby mieć dobre życie. Albo niedobre…. Warto się tego uczyć. Dlatego że wielu z nas dorastało w domach, gdzie nie było radości, np. tata siedział w rozchełstanej koszuli, pił piwo i mówił, że wszystko jest do niczego. I potem jego córka, która ma dwa fakultety, powtarza to samo. To trochę tak jak z papierosami, ludzie palą je w sposób bezkrytyczny. Nawykowo, prawda? Podobnie jest z naszym zachowaniem. – Depresja jest nawykowa. W książce piszę o dzieciach, przytaczając badania, zgodnie z którymi tylko 1,5% najmłodszych ma depresję wynikającą z defektu mózgu, polegającego na wadliwie funkcjonujących neuroprzekaźnikach. Pozostali dostali depresji, bo wzrastali w domach, w których panował ponury nastrój. A co ze starszymi kobietami? Do czego może doprowadzić zaglądanie do niewłaściwego skarbczyka? – Może również spowodować depresję. Jeśli człowiek będzie tkwił w negatywnych wspomnieniach, z całą pewnością obniży mu się nastrój. Koła ratunkowe Pisze pani, że potem z takiego obniżonego nastroju bardzo łatwo wpada się w dół. Dlaczego tak trudno z niego się wydobyć? – To tak jak z bagnem, łatwo w nie wejść, ale trudno z niego wyjść. Depresja zaczyna się na ogół od małego niezadowolenia. Od małego przygnębienia. A z małego przygnębienia łatwo wyjść. Jest mi trochę smutno, to zadzwonię do pani Basi, ona zawsze jest pogodna, pewnie coś ciekawego czyta albo gdzieś w fajnym miejscu była, to mi opowie. A może pójdziemy razem na rower… Wychodzimy bardzo łatwo – z małych dołków. Z dużego dołu samemu się za sznurówki nie wyciągnie. Co wtedy? – Trzeba już wołać o pomoc, samemu trudno sobie poradzić. Tylko nie wiadomo, czy ktoś będzie przechodził, czy ktoś usłyszy. W tym momencie przypominanie sobie miłych sytuacji z przeszłości nie pomoże. – Wtedy nawet nic dobrego się nie przypomni. Gdy człowiek jest w złym stanie psychicznym, całe życie wydaje się bez sensu. Nie ma się wiary, że będzie lepiej, człowiek nie ufa, że kiedykolwiek odzyska radość życia. Czyli to może być ostrzeżenie dla osób o tendencjach depresyjnych, że gdy tylko zauważą u siebie obniżenie nastroju, już powinny szukać dobrych wspomnień albo zastanowić się, za co mogą być wdzięczne w życiu, czy tak? – Owszem. Ale takie osoby powinny również stworzyć sobie listę ludzi, do których mogą się zwrócić, kiedy będzie im źle. Takie koło ratunkowe. – To nie muszą być sami przyjaciele, może być sąsiadka albo pani ze sklepu, które wysłuchają i powiedzą dobre słowo. Warto się zapisać na nordic walking, aerobik czy do czytelni. Najważniejsze to nie być samej. Innym ludziom łatwiej zauważyć, że jesteśmy w gorszym nastroju. Reagują na to, pytają, wyrażają troskę – wtedy można porozmawiać o swoim zmartwieniu. Więc nie bądź sama. Bo wtedy nie ma kto podać ci ręki. Co nie znaczy, że nie możesz sobie całego sobotniego popołudnia przesiedzieć w domu. Powinnaś jednak mieć listę osób, na które – w razie potrzeby – będziesz mogła liczyć w trudnych momentach. Czyli mamy następujące recepty: odwracanie uwagi od złych wspomnień, szukanie dobrych rzeczy w przeszłości, rozmowa z życzliwymi ludźmi, pisanie o sobie pozytywnych rzeczy… – Pisanie to fantastyczna autoterapia – np. opisz sto miłych zdarzeń ze swojego życia. I już człowiek się podnosi… Ale też znajdą się osoby, które tego nie zrobią. Wolna wola. Są różne patenty na życie. Ci promienni żyją i ci depresyjni też, tylko jaka jest różnica w jakości ich życia… Trzeba wziąć za siebie odpowiedzialność. Nie będę wtedy zwalać winy na mamę, na tatusia, na wujków, na komunistów, na kapitalistów, tylko urządzę sobie życie tak, jak uważam, że można najlepiej. Jesteś tym, co pamiętasz. To motto pani książki? – Tak. Jeśli będziesz pamiętać dobre rzeczy, to będziesz kimś pięknym i pogodnym, a jeśli będziesz pamiętać złe rzeczy, będziesz przygnębiony, zgorzkniały. Czy możemy mieć nad tym kontrolę? – Tak, możemy. Jeżeli nie pamiętasz dobrych rzeczy, zadbaj o to, by dzisiaj je tworzyć. Te dobre rzeczy staną się jutro dobrymi wspomnieniami. I otaczaj się pogodnymi ludźmi. Podobne wpisy Ewa Woydyłło-Osiatyńska: Państwo działania Polska. Data i miejsce urodzenia: 2 września 1939 Pińsk . Doktor nauk humanistycznych: Specjalność: psychologia [1] Alma Mater: Uniwersytet im. Adama Mickiewicza w Poznaniu. Doktorat: 1993 – Psychologia Katolicki Uniwersytet Lubelski Jana Pawła II. Odznaczenia
– Są osoby LGBT, nie neguję tego. Ale sposób rozprzestrzeniania się pewnej idei, która nie jest zgodna z tradycyjnym polskim rozumieniem patriotyzmu, nie jest dobry – ogłosił w TVN24 Rzecznik Praw Dziecka Mikołaj Pawlak. Po tych słowach w sieci zawrzało. Dziennikarz Marek Kacprzak w programie "Newsroom" WP w kontekście ostatnich wydarzeń – kampanii PiS, aresztu Margot oraz słów Pawlaka – zapytał dr Ewę Woydyłło-Osiatyńską, jak dziecko LGBT ma się odnaleźć w nowej rzeczywistości szkolnej. Psycholog poradziła rodzicom, w jaki sposób mają wesprzeć swoje dziecko. W programie zwróciła również uwagę na problemy edukacji szkolnej i ostracyzm społeczny. – Tutaj winny jest system – podkreśliła dla CiebieProgramy Wirtualnej Polski
Smutek, chandra, żal, cierpienie są nieodłącznymi elementami naszego życia – podobnie jak radość czy złość. Nie zawsze jednak potrafimy sobie z nimi poradzić
“Mąż umarł wiosną, jesienią zaczęłam się rozsypywać” - przyznała w wywiadzie dla “Wysokich Obcasów” Ewa Woydyłło-Osiatyńska, doktor psychologii i pisarka, która od wielu lat zajmuje się terapią osób uzależnionych. “Stratę trzeba oswoić - dla siebie i w sobie. Spojrzeć jej w oczy. Odważyć się przyjąć ją na zawsze. Ból nie mija, lecz z czasem stopniowo cichnie i maleje”. O tym, jak radzić sobie ze śmiercią, stratą i żałobą opowiedziała w najnowszej książce “Żal po stracie. Lekcje akceptacji”. Ewa Woydyłło śmierć męża: “Pierwszy czas po śmierci był potwornie trudny” Wiktor Osiatyński, prawnik, działacz społeczny, pisarz i wykładowca, niepijący alkoholik, zmarł 29 kwietnia 2017 po długiej i wyczerpującej chorobie nowotworowej. Miał siedemdziesiąt dwa lata, przez czterdzieści jeden był mężem Ewy Woydyłło. Była przy nim do końca, opiekowała się Wiktorem w domu. Kilka miesięcy po jego śmierci organizm Ewy Woydyłło całkowicie się rozregulował. “Pomogli mi lekarze, kardiolodzy, ale faktem jest, że to było memento, panika” - tłumaczyła w rozmowie dla “Wysokich Obcasów”. Diagnoza - zespół stresu pourazowego, który uniemożliwia normalne funkcjonowanie. Usłyszała od lekarzy, że musi się ratować, bo “psychika trzaśnie”. Typowymi objawami są napięcia lękowe, wyczerpanie i poczucie bezradności, powracające koszmary i halucynacje. Ewa Woydyłło przyznała, że po śmierci męża nadal widziała go w tym samym fotelu, słyszała jego głos. Zastanawiała się, czy będzie w stanie nadal mieszkać w ich wspólnym domu. Choć o radzeniu sobie ze stratą i przeżywaniu żałoby wiedziała sporo, po śmierci męża całkowicie się rozsypała. I chociaż żałoba nie jest przecież chorobą, to mocno osłabia psychikę, nadwyręża cały organizm, wyczerpuje jego siły tak bardzo, że nawet najmniejszy wysiłek może spowodować załamanie. Z pomocą przyszli najbliżsi, dzięki nim żałoba Ewy “nie pożarła”. Przyjaciółki nie tylko troszczyły się o nią, ale także pomogły jej zmienić wystrój mieszkania, a tego bardzo w tamtym momencie potrzebowała. Wspólnie sprzedały część mebli, przemalowały szafę, pomogły Ewie odzyskać utraconą przestrzeń. O radzeniu sobie ze stratą i przeżywaniu żałoby Ewa Woydyłło-Osiatyńska napisała książkę “Żal po stracie. Lekcje akceptacji”. Tym, co najbardziej interesowało psycholożkę i co było głównym powodem, dla którego powstała ta książka, jest zdolność rozumienia akceptacji po największej stracie (śmierć najbliższego człowieka) jako źródła ulgi, spokoju i miejsca, w którym żal jest tylko cichym wspomnieniem przeszłości. Według Woydyłło-Osiatyńskiej tylko “akceptacja umożliwia odzyskanie autonomii, samostanowienia i przeżywania innych uczuć niż żałoba po kimś”. Psychoterapeutka opisuje proces przeżywania żalu i żałoby, który składa się z czterech faz emocjonalnych zmagań, pomagających w dostosowaniu się do nowej rzeczywistości oraz finalnego etapu, czyli akceptacji (adaptacji) do nowych warunków po stracie najbliższej osoby. Ewa Woydyłło biografia Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu, po ich zakończeniu przeniosła się na Uniwersytet Warszawski, na którym ukończyła studia podyplomowe z dziennikarstwa. Psychologią zainteresowała się sporo później. Wykształcenie w tym kierunku zdobywała na Uniwersytecie Antioch w Los Angeles, a doktorat z psychologii uzyskała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1987 roku współpracuje z Ośrodkiem Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. Jest również członkinią pozarządowej Fundacji im. Stefana Batorego, w której kieruje Komisją Edukacji w Dziedzinie Uzależnień. W latach 1990 - 2002 prowadziła wykłady na Uniwersytecie Warszawskim, Lubelskim, Łódzkim, Akademii Pedagogicznej w Krakowie oraz Uniwersytecie Trzeciego Wieku. W 2002 roku odznaczona Medalem św. Jerzego, nagrodą przyznawaną przez Tygodnik Powszechny, za swoje osiągnięcia na arenie psychologii. W tym samym roku odebrała również Złotą Odznaką, przyznaną przez Ministra Sprawiedliwości. Trzy lata później nagrodzona przez prezydenta Aleksandra Kwaśniewskiego Krzyżem Oficerskim Orderu Odrodzenia Polski. Za książkę “Rak duszy” odebrała Nagrodę Teofrasta przyznawaną przez czytelników miesięcznika “Charaktery”. Ewa Woydyłło-Osiatyńska spopularyzowała w Polsce leczenie uzależnień według tzw. Modelu Minnesota, opartego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Ewa Woydyłło: moje książki to “pisany gabinet terapeutyczny” Autorka kilkunastu poradników o tematyce psychologicznej, ceniona terapeutka, od niemal trzydziestu lat radzi Polakom jak radzić sobie z uzależnieniami oraz trudnymi relacjami z innymi. W swoich książkach najczęściej podejmuje tematy uzależnienia alkoholowego, depresji, budowania relacji między partnerami, opowiada o rozmaitych dolegliwościach duszy i ciała. Wiele publikacji adresuje do kobiet, zarówno tych, które borykają się z poważnymi problemami, jak i tych, które mają chwile zwątpienia, słabości i smutku. Najbardziej docenioną i nagrodzoną przez czytelników publikacją jest wydana w 2011 roku książka “Rak duszy”, będąca kompendium wiedzy o uzależnieniach. Czytelnicy mogą znaleźć w niej praktyczne informacje o tym, czym jest uzależnienie oraz porady, jak z nimi walczyć lub żyć z osobą uzależnioną. Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień Początek drogi. Wykłady psychologa na Oddziale Odwykowym Zgoda na siebie. Wykłady psychologa na Oddziale Odwykowym Aby wybaczyć. Poradnik dla rodzin alkoholików Zaproszenie do życia Po co nam psychologia? W zgodzie ze sobą Wyzdrowieć z uzależnienia Sekrety kobiet My – rodzice dorosłych dzieci W zgodzie ze sobą Podnieś głowę Poprawka z matury Rak duszy. O alkoholizmie Buty szczęścia Dobra pamięć, zła pamięć Bo jesteś człowiekiem. Żyć z depresją, ale nie w depresji Ludzie, ludzie... Żal po stracie. Lekcje akceptacji Zobacz także: "Narcos" zrobił z niej potwora. Jaka jest prawdziwa historia miłości Vallejo i Escobara? Zakazana miłość Sophii Loren i Carlo Pontiego. Watykan nazwał ich grzesznikami Pierwszy mąż kazał jej zoperować nos i wybielić skórę. Drugi zniszczył karierę. Nieszczęśliwe życie Rity Hayworth
wszystko robią źle. Zmienił więc kształt łopaty, kąt jej nachylenia, a nawet ustawienie stóp ładowaczy. Wprowadził chronometraż, czyli czas maksymalny przewidziany na daną czynność. I doprowadził do trzyipółkrotnego wzrostu wydajności. DR EWA WOYDYŁŁO-OSIATYŃSKA : Wydajność
Doktor psychologii i terapeutka uzależnień. Specjalistka od rozwiązywania problemów i szukania drogi wyjścia z kryzysów. Ewa Woydyłło-Osiatyńska w rozmowie z Beatą Nowicką opowiada o sprężystości emocjonalnej, wojnie, strachu, pomaganiu, wstydzie, Kainie i Ablu, a przede wszystkim o sile kobiet! Beata Nowicka: Wisława Szymborska pisała: „Nie ma pytań pilniejszych od pytań naiwnych”. Więc pytam: jak żyć? „Jak żyć?” jest bardzo ważnym pytaniem. Każdy powinien je sobie zadać i niektórzy to robią. Odpowiedź brzmi: „Dobrze”. A jak dobrze żyć? Zacznę od przypowiastki. Pewnego razu wydawnictwo, z którym współpracuję od lat, przysłało mi pocztą egzemplarze mojej nowej książki. Rozpakowałam paczkę zachwycona, patrzę na piękną okładkę, tytuł i… konsternacja: „Woydyłło, ściągnęłaś to z czegoś”. Mówię do męża, który siedział obok mnie: „Z czego ja wzięłam ten tytuł?”. A mąż na to: „Dopiero teraz się zorientowałaś? Przecież ty już raz napisałaś taką książkę”. Byłam zdumiona. Okazało się, że 15 lat wcześniej w Instytucie Psychiatrii, gdzie byłam terapeutką uzależnień na oddziale odwykowym, nasz dział wydawniczy publikował moje małe książeczki, które pisałam dla pacjentów, ich rodzin i innych terapeutów. Tytuł mojej nowej książki brzmiał: „W zgodzie ze sobą”, a poprzedniej „Zgoda na siebie”. Nie był to przypadek. I teraz wracam do pytania – jak dobrze żyć? W zgodzie ze sobą? Właśnie! Oczywiście to jest wytrych. Do bardziej skomplikowanych ludzkich systemów nie będzie pasował, ale ten wytrych ma uniwersalne znaczenie. Masz być w zgodzie ze sobą, a jednocześnie tak postępować, aby nikt przez ciebie nie płakał. Wtedy człowiek żyje dobrze i jest szczęśliwy. Przykładem jest pani Henia, która pomaga mi w domu. Jej osobowość, rodzina, praca, jej stosunek do świata jest pełen ciepła i optymizmu. Nie chodzi o to, że ona jest codziennie w euforii czy ekstazie. Ona nawet nie chodzi do kościoła, więc to nie jest też kwestia życia duchowego. Po prostu tchnie od niej pogoda ducha. Jest superbabą, która stoi na dwóch mocnych nogach na ziemi i… czyni dobro. A jak się pomyli, to mówi przepraszam i dwa razy posprząta bez zapłaty. Umie wybrnąć z trudnych sytuacji. To się nazywa mądrość, dojrzałość, pogoda ducha i jest dostępne dla każdego. Nie ma na świecie istoty, która nie mogłaby tego urzeczywistnić. Czytaj także: Doktor Tomasz Rożek o groźbie wybuchu wojny atomowej i katastrofie klimatycznej Fot. Olga Majrowska Ewa Woydyłło-Osiatyńska w sesji dla „VIVY!”, kwiecień 2022 To ważne słowa, szczególnie teraz. Za nami dwa lata pandemii, wojna… Bądźmy realistami, my jeszcze nie wiemy, czy pandemia się skończyła. Epidemiolodzy i wirusolodzy mówią, że odrodzi się w innej formie, bo wirus skorzysta z tego, że takie kraje jak Polska odpuściły całkowicie. Wczoraj byłam w teatrze, jechałam metrem, wchodziłam do sklepów, nikt nie przestrzega żadnych rygorów, bo rząd je zniósł, ale ludzie kaszlą, kichają i nawet między sobą mówią: „Tak źle się czuję, że jutro chyba nie pójdę do pracy”. Testów nikt nie robi. Polak jest cwany, nie pójdzie przetestować się na własny koszt, jak nie musi, a nawet jak musiał, to nie szedł. A wirus sobie myśli: „Oni odpuścili, to ja się rozwinę i wypróbuję kilka nowych wariantów”. No więc mamy pandemię, do tego wybuchła wojna, żyjemy w nowej, upiornej rzeczywistości… …i płaczemy za światem, który w jakimś sensie się skończył. Niektórzy porównują to z 1939 rokiem. Pierwszą rzeczą, którą ludzie czują, jest przerażenie. To zupełnie normalne. Całą naszą wyobraźnię wypełniają wojenne obrazy znane z filmów. To, co dzieje się teraz, zdarza się po raz pierwszy w życiu trzech pokoleń. Poza tym jeszcze nie wiemy, w którą stronę rozwinie się sytuacja. Nikt tego nie wie. To też budzi lęk. Ale w ’39 było inaczej, Polska była sama. Już to mówiłam, ale powtórzę: jakie to niesamowite szczęście w tym potwornym nieszczęściu, że Putin napadł na Ukrainę w lutym. Gdyby poczekał 4–6 miesięcy, być może Polski nie byłoby już w Unii ani w NATO. A tu nagle ten sam rząd został przyjacielem Unii i prezydenta Bidena. Geografii nie zmieniliśmy, ale mamy sojuszników. To jest ważne. Czytaj także: Anja Rubik: „Okrucieństwo i brak człowieczeństwa są nie do opisania słowami. Świat powinien stanąć” Fot. Olga Majrowska Ewa Woydyłło-Osiatyńska w sesji dla „VIVY!”, kwiecień 2022 Mimo wszystko większość z nas czuje lęk i strach. W terminologii psychologicznej to dwa odmienne stany emocjonalne. Lęk ma nieokreśloną przyczynę, to stan, który nie wskazuje palcem zagrożenia. Strach jest gwałtowną reakcją na bezpośrednie niebezpieczeństwo. Strach jest ucieleśniony, lęk rozproszony. Taka jest definicja psychiatryczna. Ja z kolei jestem lingwistką z pasji, mówię obrazowo i używam wymiennie: obawa, trwoga, terror, strach, przerażenie, lęk, niepokój. Musimy się z tym zmierzyć, nie ma innego wyjścia. To od nas zależy, czy te myśli dopuścimy, czy powiemy: „Przepraszam, pomyłka”. Wczoraj zadzwoniła do mnie jakaś pani z prośbą o wywiad. Zapytałam, o czym, i usłyszałam: „Jak kobiety mają przetrwać ten straszny czas i w ogóle o tym nie myśleć”. Zaniemówiłam. I odmówiłam, bo to jest najgorsza rzecz, jaką można zrobić. Filozofia strusia, czyli robienia wszystkiego, żeby nie widzieć, co się dokoła dzieje. Nie! Trzeba się interesować, codziennie oglądać wiadomości, kupować gazety, czytać. Ja oglądam CNN, TVN24, BBC i rosyjskie Nowosti. Chcę wiedzieć. Wolę być oświecona niż nieoświecona! To, że widzisz i rozumiesz, nie znaczy, że musisz czuć się bardziej zgnębiony. Bo chłodny ogląd pozwala oswoić lęk? Oczywiście. Nie ma lepszego sposobu, jak posługiwać się rozumem, umysłem, szarymi komórkami. Ale każdy z nas ma swoją „sprężystość emocjonalną”, czyli rezyliencję. To jest termin, który pochodzi z fizyki ciał stałych i dotyczy wytrzymałości na odgięcie. Jak weźmiesz piłkę i rzucisz ją na ziemię, to jedna odbije się i wróci do ciebie, a druga klapnie i tam zostanie. Rezyliencja, czyli zdolność odbicia się od uderzenia, ciosu, ataku. To już widać u dzieci. Od czego zależy? Tu kłania się ludzka natura, wychowanie, doświadczenia, wcześniejsze ciężkie przeżycia. Jeden człowiek w pandemii przesłuchał wszystkie płyty, jakie zgromadził w domu, bo wcześniej nie miał na to czasu. Po 20 razy puszczał „Miłość ci wszystko wybaczy” czy V symfonię Mahlera i się zachwycał. Drugi natomiast siedział przy oknie, gryzł paznokcie i rozpaczał, że nie może wyjść z domu. Na lęk i strach można głaskać, przytulać, kupić pół litra i w ogóle przestać myśleć. Można najeść się słodyczy i rozluźnić się, a potem wymiotować, to też zajmuje uwagę i przestajesz martwić się tym, co za oknem. Ale można też uruchomić płaty czołowe i skroniowe. Nie jesteś amebą. Reagujesz. Gdy wybuchła wojna, wielu pomknęło na granicę i zaczęło wozić uchodźców po całej Polsce, szukać im mieszkań, lekarstw, jedzenia. Dobrze jest być gotowym na jakąś formę poświęcenia, bo to skutecznie osłoni nas przed strachem. Podobno Ikea przez 20 lat nie sprzedała tyle piętrowych łóżek, ile w ciągu ostatniego miesiąca. Polska popędziła na ratunek. Pełny wywiad z Ewą Woydyłło-Osiatyńską przeczytasz w najnowszym numerze magazynu „VIVA!”, dostępnym na rynku od czwartku 21 kwietnia 2022 roku Czytaj także: Anna Dereszowska ma ekologiczny dom na Mazurach! Pokazała nam wnętrza Fot. Mateusz Stankiewicz/SameSame
49 likes, 7 comments - Magdalena Górska (@magdalena.gorska_official) on Instagram on May 11, 2021: "Pani dr. Ewa Woydyłło- Osiatyńska o „Aliaszce” . Dziekuję
Książek psychologicznych, głównie popularnych, mamy obecnie nie rzekę, raczej ocean. To znamię naszych czasów. Sama piszę je od dawna i sprawiają mi one wiele radości. Głównie wtedy, gdy ktoś dzięki lekturze znalazł ważne odpowiedzi lub źródła celom powinny służyć książki psychologiczne. I taką właśnie napisała Marzena Ciesielska – psychoterapeutka, terapeutka uzależnień, troskliwa orędowniczka pozytywnych zmian i konsekwentna tropicielka pułapek i przeszkód na drodze do kogo jest ta książką?Najpierw dla poszukujących – bo tu znajdą pomysły, wskazówki, przykłady i argumenty pomagające pokonać lęk przed zmianą. Następnie dla nowicjuszy w dziedzinie psychologicznych rozważań, bo Autorka umie pisać jasno, prosto i konkretnie. A na końcu dla całej reszty, czyli dla nas wszystkich (także dyplomowanych psychologów) – bo książka zawiera sporą porcję edukacji opartej na naukowej wiedzy, a jednocześnie jest ciepłym i bezpiecznym przewodnikiem po ludzkich słabościach i ograniczeniach. W potoczystej, żywej narracji, w mnóstwach przykładów realnych historii ludzkich każdy odnajdzie albo to co sam przeżywa, albo co chciałby polecać tę książkę młodym, żeby jak najwcześniej przestali brnąc w niedobre pomysły i przekonali się, że zwracanie się o pomoc w trudnych sprawach to mądrość i odwaga, a nie na odwrót. Ale również przyda się ta lektura osobom mającym już kawał życia za sobą. Bo nawet wtedy warto poprawiać jakość swego życia. A często zależy to od nas samych – ponieważ, jak Autorka zapewnia: “Każda cecha, którą posiadasz, może być użyta w sam raz, w nadmiarze lub niedobrze”.Centralnym tematem książki jest istota poczucia wartości. Gdy go brakuje, trudno żyć – wszystko zagraża, wszystko budzi lęk, podejrzliwość i nieufność. Inni automatycznie wydają się wrogami. Umocnienie poczucia wartości ratuje przed pokusą ciągłej walki albo ucieczki. Człowiek o dojrzałym poczuciu wartości nie obraża się na tych, którzy myślą i postępują inaczej. Poczucie wartości jest niezbędnym elementem więzi i przyjaźni. No i sposobie ujmowania różnorodnych kwestii psychologicznych zwraca uwagę świeżość spojrzenia i trafność obserwacji, a także bogaty materiał faktograficzny oparty na praktyce terapeutycznej Autorki oraz jej znajomości fachowej literatury. Książka ta powinna znaleźć się w kanonie każdego myślącego i czującego Czytelnika. Tym bardziej, że czyta się ją z wielką przyjemnością, ponieważ jest urozmaicona, barwna, rzeczowa i nie brak jej subtelnego humoru (zwłaszcza we fragmentach autobiograficznych).Moje szczere gratulacje dla Autorki oraz Woydyłło Osiatyńska
Czy jesteśmy swoimi matkami? Ewa WoydyłłoOsiatyńska Gosia Ohme | Kafka’15 @GosiaOhme Relacja z matką niewątpliwie jest jedną z najważniejszych kształtujących nas i nasze przyszłe związki. Całe życie oglądamy się w niej jak w lustrze. Intensywna, często bolesna, czuła, silna więź między dwoma kobi „Szczęście jest przereklamowane” – mówi w czasie spotkania w Strefie Psyche dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Jednocześnie proponuje, by przedefiniować pojęcie szczęścia i zacząć myśleć o nim jako o umiejętności, którą każdy może zdobyć i doskonalić. Czy rzeczywiście wszyscy i zawsze jesteśmy w stanie nauczyć się szczęścia? Odpowiedź na to pytanie przynosi filmowy zapis ze spotkania z dr Woydyłło-Osiatyńską. Szczęścia trzeba się nauczyć. Właściwie jest to powinność człowieka dojrzałego, bo to powiększa dobro i wartość świata. dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska Nasz kanał na YouTube O autorce Ewa Woydyłło-Osiatyńska – doktor psychologii i terapeuta uzależnień. Ukończyła historię sztuki na Uniwersytecie w Poznaniu oraz podyplomowe studium dziennikarskie na Uniwersytecie Warszawskim. Wykształcenie psychologiczne zdobyła w Antioch University w Los Angeles, doktorat z psychologii zyskała na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Autorka książek „Wybieram wolność, czyli rzecz o wyzwalaniu się z uzależnień”, „Zaproszenie do życia”, „Podnieś głowę: Buty szczęścia”, „Sekrety kobiet”, „My – rodzice dorosłych dzieci”, „W zgodzie ze sobą”, „Rak duszy”, „O alkoholizmie”, „Poprawka z matury”. Spopularyzowała w Polsce leczenie oparte na modelu Minnesota, bazującego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Otrzymała wiele odznaczeń za osiągnięcia w dziedzinie terapii i profilaktyki uzależnień: Medal św. Jerzego przyznany przez „Tygodnik Powszechny”, odznaczenie Ministra Sprawiedliwości za pracę z uzależnionymi w więzieniach oraz Krzyż Oficerski Orderu Odrodzenia Polski nadany przez Prezydenta RP.

Wszyscy wyborcy stają przed pewną alternatywą" - mówiła w Popołudniowej rozmowie w RMF FM dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska - psycholożka i terapeutka. "Emocje są zależne od temperamentu. Nie wszyscy ludzie na jakiś ostry bodziec - np. czyjąś wypowiedź polityczną - reagują jednakowo.

Publicystka i autorka książek, Sekrety kobiet, Podnieś głowę, W zgodzie ze sobą, Buty szczęścia, Bo jesteś człowiekiem: żyć z depresją, ale nie w depresji. Od 30 lat w Fundacji Batorego kieruje szkoleniem specjalistów w dziedzinie uzależnień w Europie Wschodniej i Azji Centralnej. Aktywnie działa w Kongresie Kobiet. Spopularyzowała w Polsce leczenie oparte na modelu Minnesota, bazującego na filozofii Anonimowych Alkoholików. Absolwentka historii sztuki na Uniwersytecie im. Adama Mickiewicza w Poznaniu oraz podyplomowego studium dziennikarskiego na Uniwersytecie Warszawskim. Wykształcenie psychologiczne zdobyła w Antioch Iniversity w Los Angeles, a doktorat z psychologii uzyskała w Katolickim Uniwersytecie Lubelskim. Od 1987 r. związana jest z Ośrodkiem Terapii Uzależnień Instytutu Psychiatrii i Neurologii w Warszawie. W latach 1990 – 2002 prowadziła wykłady i zajęcia ze studentami na Katolickim Uniwersytecie Lubelskim, Uniwersytecie Łódzkim, Uniwersytecie Warszawskim, Akademii Pedagogicznej w Krakowie i Uniwersytecie Trzeciego Wieku. Działa w Fundacji ABCXXI „Cała Polska Czyta Dzieciom”. Od 1965 związana ze Stowarzyszeniem Dziennikarzy Polskich a od 1987 r. z Polskim Towarzystwem Psychologicznym.
Discover and play music albums featuring „Kobiecość (nie)doskonała” - dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska by Strefa Psyche Uniwersytetu SWPS on desktop and mobile.
Katowice | 30 maja 2020 | COVID-19 | Opinie | Akademia Sztuk Pięknych w Katowicach kontynuuje filmowy cykl postpandemicznych wykładów pt. „Stan czuwania”, do którego zaprasza wybitnych polskich intelektualistów. Rozmowy można oglądać na kanale YouTube ASP. W najnowszych odcinkach jedna z czołowych polskich terapeutek Ewa Woydyłło-Osiatyńska i dominikanin Tomasz Golonka. Cykl zainaugurował wykład prof. Tadeusza Sławka o nadziei, jako intelektualnym zadaniu polegającym na poszukiwaniu sposobności do odnalezienia samego siebie. Do udziału w kolejnej filmowej opowieści zaproszono doktor psychologii, psychoterapeutkę, publicystkę i autorkę książek. W nagraniu „Strata. Akceptacja” Ewa Woydyłło-Osiatyńska opowiada ona o lęku, walce i godzeniu się ze stratą, o fazach wyjścia i towarzyszącym im bogactwie uczuć i emocji, które – jako rozpoznane – stanowić mogą cenny kapitał na przyszłość. Trzeci wykład pt. „Ograniczenie, ale po co?” poprowadził Tomasz Golonka – dominikanin, przeor katowickiego klasztoru Dominikanów i proboszcz parafii Przemienienia Pańskiego w Katowicach. Z racji zainteresowań, w swoich wyborach czytelniczych szczególnie często sięga po teksty poświęcone duchowości, antropologii, psychologii i kontemplacji. W filmie opowiada o ograniczeniu i ograniczaniu w perspektywie duchowości chrześcijańskiej, w której rzeczywistość jest nam dana. O przyjmowaniu i nakładaniu na siebie ograniczeń, jako przejawach uświadomionej integralności z tym, co materialne. O odpowiedzialności i poczuciu sensu, jaki może z niej wypływać. Skąd pomysł na cykl wykładów? – Wirus dobitnie przypomniał nam o prognozach późnego antropocenu, rozpadzie znanych struktur ekonomicznych i politycznych, ale przede wszystkim istnieniu granic, o których zapomnieliśmy funkcjonując w paradygmacie cywilizacyjnym, w którym świat należy do nas. Wymuszone kwarantanną ograniczenia dotychczasowych sposobów funkcjonowania rozbiły ten wygodny schemat postrzegania – tłumaczą inicjatorzy cyklu. Cykl można śledzić tutaj
„Szczęście jest przereklamowane” – mówi w czasie spotkania w Strefie Psyche dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska. Jednocześnie proponuje, by przedefiniować pojęcie szczęścia i zacząć myśleć o nim jako o umiejętności, którą każdy może zdobyć i doskonalić. Bierny, bezwolny idealista ma depresję, aktywny realista jej nie ma Dr Ewa Woydyłło-Osiatyńska – psycholog i psychoterapeuta Niektórzy ludzie czują, że nadchodzi depresja. Czy można jej jakoś zapobiec? – Niewielki procent tzw. depresji endogennych wynika z poważnych zaburzeń funkcjonowania mózgu, niezależnych od sytuacji zewnętrznych. W innych przypadkach, gdy na pogorszenie nastroju wpływają przykre zdarzenia, rzeczywiście można, a nawet trzeba, depresji zapobiegać. Wielu ludzi myśli, że gdy ktoś jest dłużej smutny, to ma depresję. Zgadza się? – Albo wystarczy, że komuś nie chce się rano wstać. Depresja to słowo wytrych dla wszelkich odmian obniżonego nastroju. Szkoda, że jest pojęciem tak wieloznacznym. Kiedy możemy sobie udzielić wsparcia? – We wszystkich trudnych sytuacjach – żałoby, choroby, bólu fizycznego, cierpienia psychicznego po rozstaniu… Mam na myśli depresje sytuacyjne lub adaptacyjne. W odróżnieniu od nich depresji wynikającej z zaburzeń neurofizjologii mózgu raczej nie sposób zapobiec. Czy depresja endogenna, niezależna od nas, jest nieuleczalna? – Jest uleczalna w tym sensie, że można z nią żyć, tak jak z cukrzycą. I do tego służy farmakoterapia. A bez leków da się z niej wyjść? – Jeśli komuś się udaje, to w porządku. W większości przypadków jednak leki przeciwdepresyjne są niezbędne. ZALEŻY OD SYTUACJI Powiedzmy teraz o depresjach sytuacyjnych. Kto je ma? – My wszyscy, w mniejszym lub większym stopniu. Ludzie wrażliwi reagują emocjonalnie na życiowe problemy. Myślący i czujący ludzie mają od czasu do czasu problemy z przemijaniem, boją się chorób, niektórzy mają osobowość narcystyczną i oczekują od życia samych przyjemności albo po prostu bywają malkontentami. Często nie sposób ich przekonać, że w chwilach gorszego samopoczucia lepiej pójść na spacer, wyjść z psem lub po zakupy, niż siedzieć w domu i czekać na pogłębienie złego nastroju. Dlaczego jedni, gdy dopada ich melancholia, idą np. pobiegać, a drudzy nie są w stanie? – Nasze zachowania są nawykowe. Jeśli ktoś od dzieciństwa nie uprawiał żadnego sportu, potem też nie będzie tego robił. Jeżeli nie musiał wychodzić z psem, sceduje obowiązki na kogoś innego, a sam będzie unikał wszelkiej aktywności. Na depresje zapadają osoby, które mają dla swojej bierności bardzo wiele usprawiedliwień. Taki ktoś może np. pochodzić z bardzo bogatego domu, opływać w przyjemności życiowe, o tego rodzaju człowieku Rosjanie mówią: z żiru biesitsa (wariuje z nadmiaru dóbr). Jednak równie dobrze może to być osoba z piątką dzieci, skromnie żyjąca, ale którą przytłacza szare, codzienne życie. Na depresję może też zachorować inżynier, którego zwolniono z pracy, a potem szuka jej przez pół roku i nie może znaleźć. Zaczyna odczuwać najpierw smutek, potem popija, aż w końcu dopada go depresja. Tymczasem mógłby jej uniknąć, podejmując jakąkolwiek pracę. Powiedziałabym tak: bierny, bezwolny idealista ma depresję, aktywny realista jej nie ma. A artyści? – Artyście przede wszystkim wypada mieć depresję. Tak jak wypada być alkoholikiem. Stereotypowy poeta upija się już za młodu, bo cierpi. Potem często już niczego wielkiego nie napisze. À propos… czy pani wie, że np. Miłosz nie miał depresji? Niemożliwe. – Jeśli nawet miał niewielką, związaną z tęsknotą za krajem, potrafił z nią żyć. Bo nie sztuka nigdy nie być w depresji, ale sztuka z nią żyć. Co charakteryzuje osoby, których depresja nie dotyczy? – To ludzie, którzy mają wysoki poziom obowiązkowości, dyscypliny i dodatkowo takie dary jak poczucie humoru, odporność na frustrację i umiejętność cieszenia się małymi przyjemnościami. Nie myślę tu o jakimś drylu ani wesołkowatości, tylko o zwyczajnej potrzebie działania. Ja np. dziś rano wyczyściłam dwie szafki w spiżarni. I od razu dobrze mi się dzień zaczął. Taki mały sukces dał pani radość, ale nie wszyscy to potrafią. – Sama się nad tym zastanawiam. W sumie to zagadka. PRAWO DO SMUTKU Właściwie z tego, co usłyszałam, najważniejsze jest, by radzić sobie z depresją. Działać pomimo wszystko, mobilizować się. – Tak. Życie ciągle dostarcza nam różnych zmartwień i powodów do smutku. Gdy zbankrutował nasz bank i jesteśmy bez grosza albo wyrzucili nas z pracy lub ktoś bliski ciężko zachorował, jesteśmy przygnębieni, źli, smutni, zmartwieni, obolali, zniechęceni i apatyczni. I to jest chyba normalne. – Dlatego powtarzam pacjentom: jesteś człowiekiem i masz prawo do różnych uczuć, także do smutku. Ale ważne, aby się w nim nie pogrążać. A od tego mamy rozum. Jeśli będziesz ulegać emocjom, zginiesz. Jeżeli jednak ktoś mimo wszystko nie ma siły wstać z łóżka i mówi, że ma depresję? – Wtedy tłumaczę, że gdy zostanie w łóżku, jego dziecko będzie głodne. Albo obrazi się koleżanka, której obiecaliśmy w czymś pomóc. No dobrze, ale bywa i tak, że człowiek nie ma do czego wstać. Nie ma dzieci, nie ma znajomych, nie ma pracy. – Wówczas trzeba sobie coś znaleźć. Bo rzeczywiście czasami nasze życie tak się ułoży, że jesteśmy samotni. Dotyczy to zwłaszcza starszych osób. Ale z drugiej strony to uproszczenie. Bo każdy może się obudzić któregoś dnia i stwierdzić, że nie ma nic do roboty. I jego życie jest bez sensu. Szukanie sensu życia jest zadaniem każdego z nas i wszyscy miewamy z tym problemy. Ale ma pani rację, bez obowiązków jest trudniej. Gdybym ich nie miała, czułabym się źle. Potrzebuję bodźców do życia. Nawet w czasie wakacji nie potrafię być bezczynna. Wyjeżdżam na obozy tenisowe lub wędrowne. Plaża na Karaibach? Umarłabym z nudów. I wtedy dostałaby pani depresji. – Na pewno (śmiech). Gdy komuś jest smutno i płacze, ciągle płacze, bo np. żona go zdradziła, chyba nie poradzimy mu, aby poszedł po rozum do głowy i się uspokoił. – Ale nie musimy od razu biec do psychiatry. Czasem nawet dobrze się posmucić, to przynosi ulgę. – Tak. Tylko nie nazywajmy tego chorobą. Rozmowa z zaufanymi, bliskimi ludźmi czyni cuda. Inni na ogół też mają zmartwienia i problemy, więc łatwo można odwrócić uwagę od swoich. Odwracanie uwagi od tego, co nas dręczy, to dobra metoda. Akurat piszę o tym książkę. Jak skutecznie odwracać uwagę? – Trzeba usiąść, wziąć kawałek kartki, długopis i zacząć pisać. Jeśli nasz nastrój jest czarny, groźny, niebezpieczny, autodestrukcyjny, depresyjny, trzeba się z niego oczyścić. Tak jak myjemy ręce. Piszemy o tym, co było dobre w naszym życiu, nawet o drobiazgach – jaki prezent sprawił mi największą radość. Albo o wielkich szczęściach, np. co czułam, kiedy urodziłam dziecko. Czyli trzeba pisać o czymś przyjemnym. – Tak, i umysł za tym podąży. Ja bym się tak nie gimnastykowała, ale po prostu wyjechała w góry. – Ktoś jednak może nie być w stanie nigdzie się ruszyć. Wtedy siada się i pisze o dobrych rzeczach, zamiast rozpamiętywać złe. ODWRACANIE UWAGI A oglądanie filmów albo czytanie książek? Też się odwraca uwagę od normalnego życia, a więc i od smutków. – Można nie móc na niczym się skoncentrować. Niedawno pewien ojciec przyprowadził do mnie 18-letnią córkę. Miała same piątki. Ale przestraszyła się matury. Była w panicznym lęku i depresji, jak mówił ojciec. Najpierw poradziłam jej, aby się zajęła czymś miłym, poczytała sobie, bo dowiedziałam się, że to lubi. Okazało się jednak, że nie ma mowy, litery jej się zlewają, nic nie widzi. Potem powiedziałam jej o tym pisaniu o sprawach przyjemnych. Zaskoczyło. Chodzi o to, aby jak najszybciej zmusić głowę do zmiany myślenia. A mózg nie odróżnia tego, co się dzieje naprawdę, od naszych wyobrażeń. Kiedy pojawią się przyjemne wyobrażenia, reaguje tak samo jak wtedy, gdy to się dzieje naprawdę, i zaczyna wydzielać endorfiny. W dużym uproszczeniu depresja to brak endorfin. Innym pomaga sprawianie sobie przyjemności, np. nowa torebka. – Lub pójście do Bliklego na naleśniki czy na koncert do filharmonii. Radzę swoim pacjentom, by sobie założyli skarbonkę antydepresyjną. To znaczy? – Chociażby na nową szminkę. Czy my przypadkiem nie zapominamy, że gdy ktoś ma depresję, nie cieszy go ani szminka, ani koncert? – Mówimy o tym, że wszystkie te sposoby: pisanie przyjemnych rzeczy, wychodzenie poza codzienność, kupowanie sobie czegoś miłego, bardziej zapobiegają depresji, niż ją leczą. Bo jak to wygląda? Nie od razu wpada się w głęboki dół. Depresja nie jest stanem statycznym. Zaczyna się od obniżenia nastroju. Ważne, aby to wyczuć, dostrzec jak najwcześniej. I wtedy trzeba zacząć działać. Bo kiedy smutek i apatia są już tak wielkie, że nie jeśmy w stanie się ruszyć, bez psychiatry sobie nie poradzimy. Nasza kontrola polega na tym, żeby do tego nie dopuścić. To tak jak z pójściem do lasu. Stawiam jedną nogę, potem drugą i… nagle czuję, że się zapadnę. Czy wtedy idę dalej? Czy jesień depresje niesie? To może być zaczyn? – Oczywiście. Wtedy nasz mózg produkuje mniej melatoniny, bo jest mniej światła słonecznego. Poza tym kiedy jest zimno, my, Polacy, mamy tendencję do piecuchowania (w przeciwieństwie do Finów, Norwegów czy Duńczyków, u których też jest zimno i jeszcze ciemniej niż u nas). Zmieńmy więc nasze nawyki. Bo nie dość, że jest mniej światła, to jeszcze siedzimy w domu! Odwrotnie – powinniśmy w te krótkie dni jak najwięcej wychodzić na dwór. Chodzić np. codziennie po zakupy do pobliskiego sklepiku albo jeździć rowerem na bazarek, a nie robić je raz na tydzień w supermarkecie. Już nie mówiąc o tym, że można pobiegać lub pójść na rolki. A gdy pada? – Zakładamy kalosze i pelerynę. Powiem pani, że meteopatia jest przereklamowana. Brałam udział w pewnym eksperymencie, gdzie były dwie grupy: jedna kontrolna, druga eksperymentalna. Każda grupa siedziała przed swoim ekranem, na którym pojawiały się migawki pokazujące aktualną pogodę, a było to w Chicago, słynącym ze zmiennego, wietrznego klimatu. Trzeba było rejestrować zmiany samopoczucia w zależności od obserwowanych na ekranie zmian pogody. Okazało się, że ludzie reagowali zgodnie z tym, co widzieli na ekranie, czyli na deszcz sennością, na wiatr niepokojem, a na słońce dobrym samopoczuciem. Bez względu na to, czy naprawdę tak było, czy nie. Bo tylko jeden ekran pokazywał prawdziwą pogodę. Czy depresja może być związana z lenistwem? – Myślę, że tak. Bo jeżeli czegoś nie zrobiliśmy, a poddajemy się lenistwu, mamy wyrzuty sumienia. Wyrzuty sumienia powodują niezadowolenie z siebie. I nic dziwnego, że źle się czujemy. A najgorsza jest taka mieszanka bezczynności z wyrzutami sumienia. Powstaje wówczas blok przed działaniem. Poddać się temu to najlepsza droga do depresji. I wtedy nie ma lepszego sposobu niż wziąć kartkę i napisać, co bym chciała, aby było zrobione, następnie rozłożyć to na drobniejsze zadania, a potem wybrać jedno, najłatwiejsze, i działać. Najważniejszy pierwszy krok. –Tak. Zdarza się jednak, że niektóre osoby nie są w stanie wykonać takiej prostej czynności. Wówczas lenistwo przeradza się w stan depresyjny. Dotyczy to osób, które nie wierzą w siebie, mają niskie poczucie wartości, uważają, że wiele rzeczy w życiu im się nie udało, albo zbyt często słyszały: z ciebie nic nie będzie, lub obok był ktoś, do kogo bez przerwy je porównywano, że takie wspaniałe nigdy nie będą. Jeśli ktoś się znalazł w tego typu pułapce, powinien pójść do psychologa. Najlepiej poznawczo-behawioralnego, z nastawieniem na rozwiązywanie problemów. Czy osoba w żałobie ma iść do psychiatry? – Może. Tylko nie powinna oczekiwać, że ta wizyta tak jej zmieni nastrój, że wieczorem będzie mogła pobiec do dyskoteki. Nie widziałyśmy się 10 lat, a mam teraz przed sobą jeszcze młodszą kobietę niż dawniej. Jak pani to robi? – I vice versa, ale powiem tak: nie starzeje się ten, kto ciągle się czegoś uczy. Ja ostatnio chodzę na włoski. Podobne wpisy
\n \n \ndr ewa woydyłło osiatyńska
aJJSw.
  • wogqq00dmi.pages.dev/80
  • wogqq00dmi.pages.dev/29
  • wogqq00dmi.pages.dev/53
  • wogqq00dmi.pages.dev/33
  • wogqq00dmi.pages.dev/87
  • wogqq00dmi.pages.dev/31
  • wogqq00dmi.pages.dev/91
  • wogqq00dmi.pages.dev/44
  • dr ewa woydyłło osiatyńska